Po wylądowaniu jedziemy na noc do hotelu nieopodal lotniska. Nie chcemy koczować 15 godzin na lotnisku z Jasiem. W hotelu, gdy Jaśko z Justyną zasypiają, wypijam butelke wina w wannie. Ech, już Europa. do domu już blisko....
Niestety nie oznacza to końca atrakcji.
Rano po śniadaniu jedziemy na lotnisko (kierowca Polak, w hotelu 3 na 4 spotkane osoby to Polacy - pracownicy).
Przy odprawie pojawia się pierwszy problem. W Air Asia nadbagaż pojawia się po przekroczeniu 20kg. W Ryanairze już po 15kg. Szybkie przepakowanie, statyw foto, część ciuchów, kremy na opalanie trafiają do kosza, jedno z piw do mojego żołądka. Jakoś to wszystko przepakowaliśmy, dopłaciliśmy trochę za dodatkowe 15kg dla Jasia, zabieramy 2 torby podręczne zamiast planowanej jednej i idziemy odprawić tym razem siebie.
Torba Justyny przechodzi prześwietlenie, koleś pyta się co jest w środku - "Lekarstwa dla syna".
"Na pewno??"
"Tak"
Po czym wyciąga z torby składany nóż. Mówi, że musi to zgłosić.
Cholera!
No cóż, będziemy się tłumaczyć. Koleś oddaje nam torbę po kolejnym puszczeniu przez rtg, Justyna zagląda do środka, szturcha mnie i pokazuje coś wewnątrz. Ech..
Wołam kolesia i mówię mu, że mamy jeszcze jeden nóż, większy.
Koleś blednie (blednący Hindus - ciekawy widok), bierze składany nóż w drewniano mosiężnej rączce - i o dziwo - dziękuje nam za to, że mu o tym powiedzieliśmy, ale twierdzi, że i tak musi to zgłosić...
Wypadamy z kolejki oczekujących na odlot.
Odchodzimy na bok. Po chwili widzimy dwóch kolesi w mundurach i kamizelkach kuloodpornych z MP53 kołyszącymi się przy boku. Justyna mówi,że pewnie idą do nas, ja odpowiadam, że raczej nie... Niestety Justyna ma rację.
Jeden od razu zaczyna łapać nić porozumienia z Jaśkiem, drugi zaczyna mówić o tym, że to przestępstwo, że tym można zabić, że zamachy.... Ja mówię że dżungla, że szybkie przepakowanie, że Air Asia 20kg, a RyanAir 15kg... On mówi, że to im się często zdarza, ale musimy pamiętać, że tak nie wolno, ja że oczywiście, on mówi, że niestety nie mogą nam oddać tych noży, my, że ależ nie ma sprawy, wcale się nie obrazimy...
Pan w mundurze kazał Pani z obsługi potargać zgłoszenie i pożyczył nam dobrego lotu. I nagle wszystko było OK.
Cóż, brytyjskie służby zaskoczyły mnie bardzo mile;)