Pierwsze wrażenia po dotarciu: coś pośredniego między Krynicą a Zakopanem, tylkota górska dżungla wokół…
Na dworcu autobusowym tak ja i w Zakopcu, występują przedstawiciele lokalnych pensjonatów uzbrojeni w tabliczki z napisami: ROOM, APARTMENTS.
Wybieramy jeden, który okazuje się zresztą najdroższym noclegiem w całej Malezji. Za pokój z dużym łóżkiem, dwoma balkonami płacimy ok. 75zł. Na szczęście koszt noclegu odbijamy sobie na jedzeniu. Kolacja na 3 osoby w hinduskiej knajpce wynosi jedynie 14zł. Jedzenie jest tak dobre, że następnego dnia idziemy tam znów, tym razem bardziej szalejemy, płacąc „aż” 16zł….
Korzystamy z lokalnych przewodników i ruszamy na jedną z wielu możliwych do realizacji wycieczek. Na początku jedziemy na najwyższy na Półwyspie Malajskim punkt osiągalny samochodem. To szczyt Gunung Brinchang o wys. 2000m.n.p.m. Niechcący Jaśko robi rekord wysokości, tutaj w Malezji, a nie w Tatrach (zresztą pierwszy raz pociągiem jechał też w Malezji…). Szczyt słynie ze wspaniałych widoków, niestety nie w tym dniu – niebo jest całkowicie zachmurzone. Poniżej szczytu jest przygotowana krótka trasa przez dżunglę, nieco inną niż ta na nizinach. Tutaj jest więcej mchów i paproci.
Kolejnym punktem wycieczki jest Plantacja herbaty Boh – sztandarowa plantacja w Malezji. Kilkuminutowe zwiedzanie suszarni, a później 40 minut na degustację kilku rodzajów herbat, ciast bananowo – marchewkowych na częściowo zawieszonym nad plantacją tarasie – piękne miejsce. I ten unoszący się w powietrzu zapach, trochę jak zielona herbata, trochę jak łąka po sianokosach…
Po plantacji herbaty jedziemy obejrzeć plantację truskawek. Malezyjczycy są bardzo dumni z truskawek. I bardzo zaskoczeni, gdy dowiadują się, że dla nas, Polaków, to jeden z najpopularniejszych owoców.
Ostatnim punktem jest farma motyli. Podobna jak w Kuala Lumpur, ale poza motylami można obejrzeć kilkanaście gatunków chrząszczy i modliszek, kilkanaście gatunków jaszczurek i węży, skorpiony, żółwie. Jaś znów jest przeszczęśliwy, wszystkiego chce dotykać, ja biegam z założonym obiektywem makro, Justyna się wścieka…
Następnego dnia rano ruszamy na drugą stronę półwyspu, przez Ipoh jedziemy do Kuala Besut, a później na wyspy Perhentian.